Plany - plażowanie. Chłopcy od razu powiedzieli, żeby nie brać ręczników :). Pojechaliśmy miejskim autobusem nr 101 do Batu Ferringhi. Około 12 km a jechał i jechał . Na plaży piaseczek, plażowiczów jak na lekarstwo, no i atrakcje : skutery, banany... Skończyło się na spadochronie za motorówka , w wykonaniu dzieci. Noty za styl niezbyt wysokie, wywalili się przy starcie :))) . Potem tradycyjnie małe zakupy i piwko w Hard Rock Cafe. I znów spacer po plazy .wrocilismy popołudniu , powalesalismy się jeszcze po mieście w poszukiwaniu murali, rysunków na murach wykonanych przez pewnego Litwina w rożnych miejscach. Wieczorem street food. Pyszne. Wieczorem otwierają stragany, w których gotują, smażą rożne pyszności. I świeże owoce, i soki...
Na zdjęciach widać jaka jest tu mieszanka kulturowa , meczety, świątynie buddyjskie, ale tez miejsca katolickie. To samo na ulicach, Chińczycy , Hindusi i wielu takich jak my, białych turystów. Tu giniemy w tłumie, na Borneo się wyróżniliśmy.