Wizyta w Kek Lok Si, największej buddyjskiego siwatyni w poludniowowschodniej Azji. Oczywiście autobus miejski za 2 RM, przejście przez ciąg straganów z badziewiem, a potem świątynia. Było wow !!!Trudno to opisać, wrzucenie zdjęcia. Jak zaczęło lac, to padało chyba z godzinę, sklep z pamiątkami poznaliśmy dokładnie :))w drodze powrotnej penang laksa, zupa na bazie makreli, z makaronem, pasta krewetkowa, ziołami,zdania codojej smaku mamy podzielone. Szwedanie po mieście, ostatnie jedzenie, na koniec mój nr 1 : char kway teow. Niebo w gębie :) Wieczorem mieliśmy pociąg do KL, bilety kupione on linę jeszcze w Polsce, kuszetki. Prom do stacji kolejowej pływa co pół godziny, ale nasz zabrał tylko samochody, ludzi już nie. Popłynęliśmy następnym, zdążyliśmy, ale było już lekko nerwowo. Pociąg ok, kuszetki w jednym wagonie, wzdłuż, bez przedziałów, czysto i wygodnie, tylko zimno i świateł nie wyłączyli, poza tym pociąg przyjechał za wcześnie a o 5- tej rano to ma znaczenie :)